Dywan. Wspólny wątek tradycji Polski i Indii

Choć oba kraje dzielą tysiące kilometrów oraz zupełnie inne doświadczenia historyczne, łatwo o przestrzeń spotkania – dywan. Mimo mody na minimalizm, tradycyjne kobierce wciąż (czy może: na nowo) wzbogacają polskie mieszkania. Zdobią je, dodają ciepła, wprowadzają przyjemną miękkość, którą czuje się nie tylko w dotyku. Pozwalają sięgnąć po wzory bardzo klasyczne, zupełnie awangardowe albo twórczo wysnute z polskiego dziedzictwa. Tak jak w indyjskich dywanach zainspirowanych… tradycyjną ceramiką z Bolesławca.

Że Indie słyną z bogatej w smaki kuchni, fantazyjnej architektury i oczywiście wyrobu cenionych na całym świecie dywanów, to rzecz chyba dla wszystkich oczywista. A czy Polska ma tradycje związane z dywanami? Ma – i to bardzo bogate, bo sięgające tysiąca lat wstecz. Zawirowania transformacji wiele z niej zatarły, może nawet więcej niż prądy modernizmu w okresie PRL-u. Tymczasem jest do czego sięgać, aby w sprawdzony sposób podnieść zarazem urodę mieszkania, jak i swój komfort życia. W tej roli świetnie sprawdzą się rzemieślnicze wyroby indyjskie – dywany wykonywane ręcznie przez mistrzów kobiernictwa. Ale po kolei. 

Skąd się ciągnie wątek

Najstarszy zachowany do dziś dywan – znany jako Pazaryk i przechowywany w petersburskim Ermitażu – to wyrób perski z III wieku przed naszą erą. I właśnie z Persji, ale znacznie później, bo w XVI wieku, wraz z tamtejszymi rzemieślnikami sztuka kobiernictwa dotarła do Indii. To wykwintne rzemiosło trafiło nad Gangesem na znakomite warunki do rozwoju. Nie brakuje tu ani znakomitego włókna, z wełną na czele, ani utalentowanych i pracowitych rąk. Przez kolejne stulecia powstawały więc w Indiach znakomitej jakości dywany o klasycznych perskich wzorach. 

Sytuacja zmieniła się w XIX stuleciu, za panowania Anglików. Z jednej strony bardzo rozwinęła się stylistyka, w której zaznaczyły się wpływy zarówno tradycyjnie indyjskie, jak i europejskie – zwłaszcza w wyrobach przeznaczonych na import. Jednocześnie niestety bardzo spadła jakość. Nic dziwnego; była to przecież epoka maszyn parowych i masowej produkcji tanich tkanin o niższym standardzie. Ręczna robota stała się trudno dostępnym luksusem.

Na szczęście w drugiej połowie XX wieku, już w epoce niepodległych Indii, poziom rzemiosła wzrósł. Odrodziło się tradycyjne tkactwo, oparte na pracy ręcznej. Dziś ta wspaniała sztuka rozkwita pod wyjątkowo wysokimi auspicjami – Indie są jedynym na świecie państwem z odrębnym ministerstwem włókiennictwa. Dzięki temu wyrób dywanów, oparty na najwyższej klasy rzemiośle, łączy tradycyjne zasady pracy i standardy fair trade ze współczesnym wyczuciem stylu, wzoru, koloru.

Z dalekich stron nad Wisłę

 Mimo że Polskę różni od Indii z pozoru niemal wszystko, dywany odgrywały w naszym kraju i niejednokrotnie nadal odgrywają podobną rolę. Szczególnie wyraźnie było to u nas widoczne w dawniejszych czasach, od średniowiecza do połowy XX stulecia. Potrójnym celom – użytkowym, dekoracyjnym oraz reprezentacyjnym – nad Wisłą tak jak nad Gangesem służyły swego czasu najróżniejsze tkaniny, które określić można szerokim, pojemnym słowem dywan. 

Najgrubsze, najbardziej mięsiste, spoczywały na podłodze. Zdobiły ją, ocieplały, wytłumiały kroki. Kolejne wisiały na ścianach – izolowały od chłodnego muru, poprawiały akustykę, a także po prostu cieszyły oczy… lub też budziły podziw i zazdrość gości. Charakterystycznym zjawiskiem, i dziś jeszcze (lub też: znowu) spotykanym, jest kilim nad łóżkiem albo w tle kanapy. Podobne tkaniny, choć nieco cieńsze i bardziej miękkie, zaścielały też łóżka, ławy, stoły. A gdy się miejscowo przetarły, dywan rozcinano, aby wykonać z niego np. obicia mebli. 

A skąd brały się w Polsce te wyjątkowe tkaniny? Już w najdawniejszych czasach wyroby lokalne spotykały się z importowanymi. Co ciekawe, i jedne, i drugie często wykorzystywały wzory orientalne, szczególnie popularne od XVI do XIX wieku. Duże znaczenie miał tu m.in. mit polskiej szlachty jako potomków Sarmatów – irańskich ludów koczowniczych. Nowego impulsu w XVII wieku dostarczyła odsiecz wiedeńska, z której wśród licznych cennych trofeów Jan III i jego kompani przywieźli bezcenne dywany osmańskie – dziś przechowywane m.in. w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. XVIII stulecie przyniosło ogólnoeuropejską modę na orientalizm, wobec czego na ziemiach polskich zaczęły powstawać tzw. persjarnie, czyli wytwórnie tkanin inspirowanych azjatyckimi. Jak widać, promieniowały tu te same wpływy, co w Indiach.

W XIX wieku wspomniana moda na dywany orientalne trwała, a jednocześnie krzyżowała się z fascynacją historią Polski – w tym z dawnym wystrojem wnętrz. Od epoki romantyzmu i okresu neoromantyzmu zainteresowanie orientalnymi dywanami gładko przeszło przez zawirowania Wielkiej Wojny aż w czasy Dwudziestolecia, gdy z wpływami modernizmu odważnie konkurował malowniczy styl dworkowy. Właściwie dopiero w okresie PRL-u te tradycje poszły w odstawkę. W nowych, niewielkich mieszkaniach lepiej sprawdzały się proste dywany czy kilimy, inspirowane twórczością ludową (choć projektowane przez artystów plastyków m.in. z przedwojennej jeszcze spółdzielni ŁAD) i dystrybuowane przez Cepelię. 

Tradycja, czyli historia żywa 

 Mówi się – nie bez racji – że w modzie wszystko wraca. Fasony, kolory, desenie to wypływają na fali trendów, to chowają się w cieniu, by za jakiś czas znów zajaśnieć w blasku fleszy i reflektorów. Ale przecież tego rodzaju cykliczność dotyczy wszystkich aspektów kultury materialnej, także dywanów. Nie tak dawno najbardziej klasyczne, perskie wzory – w okresie transformacji kojarzone przede wszystkim z wnętrzami „pałacowymi” – okazały się wymarzonym uzupełnieniem aranżacji w stylu retro lub vintage (tego rodzaju wzory czekają w kolekcji Orient). Jednocześnie przekonaliśmy się, że dywan, który samą swoją grubością, miękkością, fakturą czy rysunkiem zwraca wnętrze ku maksymalizmowi komfortu, może urzekać także minimalistycznym wyglądem. 

Poszukiwania nowych wzorów, kolorów i efektów wizualnych osiąganych w dywanach nie ustają. Widać to doskonale m.in. w kolekcji dywanów Abstract, zainspirowanej malarską awangardą. Ale toruńska firma Samarth, która sprowadza nad Wisłę dzieła indyjskiej sztuki tkackiej, idzie jeszcze dalej. Jej niezwykle twórczego podejścia do dziedzictwa obu krajów dowodzi m.in. kolekcja Bolesławiec. Tu w miękkich splotach i wielkoformatowej skali ożyły znane i lubiane (za granicą chyba jeszcze bardziej niż w Polsce!) klasyczne dekoracje kamionkowych naczyń. Co ciekawe, desenie te – choć wydają bardzo współczesne – pochodzą jeszcze z XVII wieku! Oto prawdziwa tradycja – żywe, wciąż rozwijające się dziedzictwo, zbliżające do siebie Polskę i Indie. 

O Samarth

Projekt Samarth zrodził się ze wspólnej wizji Oskara oraz Shruti, czyli przyjaciół, którzy poznali się na studiach we Włoszech. Jest to młoda, ale ambitna firma, która działa w Toruniu. Jej produkty można spotkać w zaprzyjaźnionych salonach stacjonarnych, w większych miastach w Polsce. 

Lokalnie, firma zarządzana jest przez matkę i syna, Monikę oraz Oskara Gotlibowskich. Natomiast wysoką jakość produktów zapewnia Shruti, która nadzoruje powstawanie dywanów na miejscu – w północnoindyjskim stanie Uttar Pradesh. Dzięki temu możemy mieć pewność, że proces ich wytwarzania opiera się na najlepszych praktykach tradycyjnego rzemiosła oraz światowych standardach pracy.